LEKCJE I WGLĄDY Z MOJEJ KOSZYKARSKIEJ PASJI

Jest jedna rzecz o którą pewnie mnie nie podejrzewasz…

UWIELBIAM KOSZYKÓWKĘ.

Nie tylko jako fanka, która zarywała noce, żeby oglądać NBA na żywo, ale także jako zawodniczka, która grała amatorsko przez wiele lat.

Kiedy byłam nastolatką na boiskach wylewałam siódme poty, jeździłam na obozy koszykarskie trenując z amerykańskimi trenerami, aby w końcu na rok trafić do reprezentacji World Of Life Bible Institute w USA.

Wtedy byłam – pod względem emocjonalnym i duchowym – zupełnie inną osobą. Gdy patrzę na to z perspektywy lat, to jakby to było w zupełnie innym wymiarze. Na zewnątrz pozornie pewna siebie, w środku wątpiąca w swoją wartość, nastolatka, która miała manię rywalizacji i wygrywania.

MANIA RYWALIZACJI TOWARZYSZYŁA MI DŁUGO

Tak naprawdę dopiero kilka lat temu pokochałam tę cechę w sobie. A przez pokochanie tego, mogłam odpuścić potrzebę rywalizowania, żeby w końcu czerpać prawdziwą radość z gry, czy jakiegokolwiek sportu… A nawet – z prowadzenia biznesu.

Ale w latach 90, kiedy na parkietach NBA królowało Chicago Bulls, a moim sportowym idolem był Michael Jordan, wyglądało to zupełnie inaczej. Wracam wspomnieniami do tamtych chwil za sprawą serialu Netflix – The Last Dance. Serialu, który przypomniał mi o czymś co bardzo kocham, a czego od jakiegoś czasu nie robię. Choć na ostatnim obozie koszykarskim zdarzyło mi się być jeszcze 6 lat temu i grać z dziewczynami w wieku 17-21 lat, dostając niezły wycisk dla mojej ówczesnej kondycji.

JAK CZĘSTO ODKŁADAMY NA BOK RZECZY, KTÓRE LUBIMY, BO…

No właśnie, bo co? Jesteśmy zbyt zajęte, zmęczone, może boimy się ośmieszenia?

No właśnie. Kiedy uważnie przyjrzysz się swojemu życiu, zobaczysz co porzuciłaś przez różne wymówki – co nie tylko dawało Ci radość ale mogło też wpływać na Twoją kreatywność i połączenie ze Źródłem.

Wracając do serialu “The Last Dance” – opowiada on o graczach drużyny Chicago Bulls, która 6 krotnie zdobyła tytuł mistrza NBA w latach 90 tych. Drużyna i gracze, którzy na zawsze zmienili oblicze koszykówki na świecie, łącznie z wynagrodzeniami zawodników.

Niesamowicie jest zobaczyć ten skład raz jeszcze, ale także wysłuchać ich historii czy perspektyw.

Tego, jak bardzo w Michaelu Jordanie rywalizacja została podsycana przez jego ojca – dlatego, że ten faworyzował jego starszego brata.

Przy słuchaniu tej historii od razu przypomniało mi się moje rywalizowanie z tatą i to jak bardzo i on i ja nie lubiliśmy przegrywać. Teraz wiem z czego to wynikało. Jordan zdał sobie w końcu sprawę, że cały czas zabiegał o uwagę i miłość ojca, podobnie jak mój tata i podświadomie czerpiąc taki wzorzec, ja. Choć ja miałam wiele miłości i uwagi, to podświadomie walczyłam o wygraną, aby udowodnić, że jestem cały czas wystarczająco dobra, żeby nadal zasługiwać na miłość.

Albo historia Scottiego Pippena, który podejmując decyzję opartą na strachu (pochodzi z wielodzietnej rodziny – ma jedenaścioro rodzeństwa), podpisał kontrakt na wiele lat, który nie pozwalał na zwiększenie jego zarobków. I mimo, że na przestrzeni lat grając w Bykach, stał się numerem dwa na świecie, był dopiero 122 zawodnikiem NBA w zarobkach.

Tak, jego własna decyzja doprowadziła go do frustracji, zmęczenia grą, kontuzji i prawie rezygnacji z gry w drużynie, którą kochał. Wolał jednak mieć pewność, że będzie zarabiał cały czas na siebie i rodzinę – a nie wierzył i nie widział perspektywy, tego, że liga NBA zacznie przynosić takie dochody, że pensje graczy wzrosną wielokrotnie.

Jak często my ludzie dokonujemy takich wyborów?

Byle by było bezpiecznie, ciepło, znajomo. Mówi Ci to coś? Ile takich “kontraktów” podpisałaś w swoim życiu?

Praktycznie każdy zawodnik tej drużyny ma historię w tle której są bieda, ucieczka od czegoś, wyrwanie się do czegoś większego. Oczywiście każdy z nich miał swoje intencje i swoje sposoby na motywowanie się. Bo nie jest łatwo trenować na takim poziomie przez wiele lat od szkoły podstawowej. Nie jest też łatwo radzić sobie z presją mediów. Jak powiedział Dennis Rodman, pieniądze w NBA nie są za granie w koszykówkę, bo to dla gracza jest łatwe. Pieniądze są za cały ten syf, który dzieje się po zejściu z boiska.

A Ty co robisz by się motywować i pozostać na wyższych obrotach, kiedy pracujesz np. nad przerobieniem pewnych programów, wejściem na kolejny poziom wibracji lub nad rozwojem swojej marki?

Kiedy połączysz te dwie rzeczy, uwierz mi, wsiadasz na niezły rollercoaster i potrzebujesz swoich sposobów na wytwarzanie dla siebie nowych pokładów energii.

Widzisz, rozwój duchowy ma dla mnie coś wspólnego z grą w koszykówkę. Nie, nie rywalizację…

Koszykówka to gra zespołowa, która także w piękny sposób pozwala rosnąć zawodnikowi jako jednostce. Mimo, że Michael Jordan potrafił rzucić w jednym meczu sześćdziesiąt parę punktów, to nie wygrałby mistrzostw bez innych zawodników w drużynie i bardzo dobrze widać to było podczas kontuzji Scottiego Pippena.

Drużyna koszykarska to jeden organizm, działanie jednego zawodnika, czy jego stan psychiczny mają wpływ na wyniki całej drużyny.

Podobnie jak my wszyscy jesteśmy Jednością i jak nasze działania wpływają na innych i wspólną rzeczywistość. Twoja emocja, myśl i działanie, nawet jeśli tego nie widzisz, mają znaczenie dla drużyny, którą jest ludzkość oraz dla Ciebie jako jednostki.

Wszechświat każdemu z nas daje też możliwość rozwijania się w tej Jedności jako jednostce.

I tak, jak w drużynie – zawodnicy mają różne osiągnięcia oraz gażę, tak my ludzie w naszym życiu mamy różne, zależne od pracy nad sobą – efekty niematerialne i materialne.

Tym wpisem mam nadzieję zwrócić Twoją uwagę na to:

  • ile w swoim życiu odpuściłaś spraw, które faktycznie dawały Ci radość, ale nie wpisywały się w normy?
  • Ile podpisałaś kontraktów, które były pewne, bezpiecznie ale mało satysfakcjonujące Twojego ducha?
  • Skąd wynika Twoja prawdziwa motywacja – z potrzeby ucieczki, czy z dążenia ku sobie?

I na koniec jeszcze pytanie:

Czy warto poddać swoją pasję na rzecz poczucia bezpieczeństwa?

Życzę Ci pięknych i wartościowych przemyśleń

Sylwia